Z Jerzym Jarockim spotkałam się trzykrotnie - wspomina Grażyna Trela w pierwszą rocznicę śmierci reżysera.
Pierwszy raz na początku mojej artystycznej drogi. Na czwartym roku studiów w Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie znalazłam się w obsadzie dyplomu, który reżyserował pan Jarocki - "Pieszo" - Sławomira Mrożka. Sztuka o doświadczeniach wojennych i tworzeniu się powojennej państwowości polskiej, z nawiązaniem do współczesności. Z jednej strony spotkaniu towarzyszyła radość zetknięcia się z niezwykłą osobowością, z drugiej strach, ponieważ reżyser słynął z wielkich wymagań i wysoko stawiał poprzeczkę. I rzeczywiście było to ekscytujące przeżycie dla młodej aktorki, a praca z panem Jerzym okazała się wyjątkowo cenna. Nie tylko dlatego, że dużo można się było nauczyć, bo Jarocki kształtował aktora jak Pigmalion, wydobywał z niego talent. Dawał też poczucie pewności siebie i tylko kwestią czasu, prób, było utrafienie rolą we właściwy ton. Jarocki do każdego podchodził indywidualnie, nad każdym się pochylał, nikom