"Don Kichot uleczony" w reż. Bartłomieja Wyszomirskiego w Teatrze im. Witkiewicza w Zakopanem. Pisze Beata Zalot w Tygodniku Podhalańskim.
My w naszej Manczy nie mamy wiatraków, Dulcynea to prosta wieśniaczka włochata na piersi. Koń Don Kichota jestwyimaginowany. A nieba sięga się po zapaleniu marihuany. Wszystko zresztą jest na niby. Postać Don Kichota i jego giermka Sancho Pansa co rusz odgrywają inni aktorzy. Mogą ich za grać nawet kobiety, tak jak z rolą ladacznicy może poradzić sobie facet. To kwestia przyjętej konwencji, umowy. Odgrywamy tylko swoje role. W rzeczywistości wszyscy jesteśmy jak zwierzęta - bez snów, bez marzeń. I niezależnie od tego, czy staniemy po stronie idealizmu, marzycielstwa, czy po stronie praktycyzmu, strzeżmy się, bo grozi nam śmieszność. Z marzyciela łatwo zmienić się w osła. "Witkacowski" Don Kichot jak klasyczny pierwowzór tego bohatera próbuje się zmierzyć z wiatrakami, których w Manchy tak naprawdę nie ma. W ladacznicach widzi księżniczki. Chce walczyć z olbrzymami i czarownikami i stawać w obronie wszystkich pokrzywdzonych i dziewic. I musi