Niezdecydowanie co do stylu stoi u wezgłowia każdej klęski artystycznej. Niezdecydowanie w teatrze, filmie kinowym czy telewizyjnym sprawia nam raz po raz przykre spodzianki, wyłączamy odbiornik TV czy wychodzimy z kina lub teatru z kolejnym zdumieniem w oczach. Jak się to dzieje, że mimo nagromadzenia tylu doświadczeń, mimo wypisania cystern tuszu w długopisach - panoszy się w naszym aktorstwie tyle staroświecczyzny i skąd to przekonanie, że komedia jest farsą a błazenada komediowaniem? Być może w czasach naszych babek należało obowiązkowo robić grymasy, wznosić ramiona, wzdychać i przewracać oczami dla podkreślenia uczuć gwałtownych albo dla zwrócenia uwagi publiczności na komediowość dialogu lub sytuacji, ale w naszych czasach? Dramat i komedia są ze sobą splecione w życiu i w sztuce i należy je traktować jednakowo. Śmiech ma być spontaniczny a dramatyzm organiczny a więc jedno i drugie ma płynąć jak strumień. Kiedy oglądałem Richarda B
Tytuł oryginalny
Błazenada a komediowość
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 20