"Urodził się i to go zgubiło" w reż. Antoniego Libery na Scenie Miniatura Teatru im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Dalekosiężny ślepiec ze stolicy tanga, zimą, wiosną, latem, jesienią wałęsał się tam i sam o zmierzchu, laską z drzewa wiśniowego pukając w ulicę Maipu. Śnił. Duchy w głowie liczyły puknięcia: "...siedem, osiem, dziewięć." I zwrot przy najbliższej przecznicy, żeby dalej to samo: "...siedem, osiem, dziewięć." Tak wyśnił swą prozę. Tak wyśnił "Historię wieczności". I te słowa nie do ominięcia: "Wieczność to gra lub znużona nadzieja". Znużona nadzieja teatru Samuela Becketta. Znużona nadzieja jego scenicznych obrazów nie do zastąpienia, nie do zapomnienia, nie do ominięcia. Na okładce świeżo wydanej "Historii wieczności" - fragment obrazu Georgesa de La Tour "Święta Irena nad ciałem świętego Sebastiana". Ta, która jeszcze żyje, trzyma pochodnię. Na powiece - blask łzy. Pochodnia jest jak wielka zapałka. Zaraz zgaśnie. Sebastian nie zmartwychwstanie. Znużona nadzieja. Zgaśnie pochodnia i zgaśnie zapałka, którą Józef Opals