Inteligentne, złośliwe i dowcipne - sztuki Janusza Głowackiego wzbudzały skrajne emocje. Ale to nie kontrowersje sprawiły, że przyciągały widzów, lecz unikalny sposób portretowania rzeczywistości. Głowa był bowiem nie tyle utalentowanym satyrykiem, ile wybitnym dramaturgiem - pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.
Pod koniec lat 90. na jednym ze spotkań Janusz Głowacki przyznał: "W teatrze polskim miałem na ogół pecha. Gdy Powszechny wystawił Kopciucha, wyszedł z tego społecznie zaangażowany, interwencyjny spektakl. Gdy Stary Teatr przygotował polską prapremierę sztuki Fortynbras się upił, zrobił ją i zagrał jak kabaret. Potem pewien krytyk napisał, że tak nudnej i źle skonstruowanej sztuki dawno nie było. Gdyby ta recenzja dotarła do Stanów, byłbym skończony" - dodał z przekąsem. "W Polsce wiele nieporozumień wynika stąd, że rzeczy śmieszne są śmiesznie grane, w dodatku we wszystkim musi być aluzyjność, polityczna lub społeczna krytyka. Błagam, grajcie mnie poważnie! Jeśli z moich sztuk chce się robić strasznie śmieszne komedie, nic z nich nie wyjdzie". Jednym z największych sukcesów teatralnych Głowackiego jest z pewnością "Antygona w Nowym Jorku". Jan Kott uznał ją za jeden z trzech najważniejszych utworów polskiej dramaturgii końca XX w.