"Carmen" w reż. Roberta Skolmowskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Magdalena Talik w Słowie Polskim Gazecie Wrocławskiej.
To miała być inna "Carmen", bez cepeliady w stylu hiszpańskim, z rewolucją w tle. Jednak najnowsza superprodukcja Opery Wrocławskiej jest mocno chaotyczna, choć niektóre pomysły realizatorów zachwycają. Robert Skolmowski zrobił w Hali Ludowej show w amerykańskim stylu. Scena jak arena, nad nią cztery olbrzymie ekrany, jak na pojedynkach bokserskich. A na nich telewizja na żywo, czyli Corrida News: bożyszcze piszczących nastolatek, torreador Escamillo rozmawiający z nachalną dziennikarką. Uchwycono tani blichtr popkultury, jej krzykliwość i tandetę. Obok tego świata miał być inny, mniej spektakularny, w którym więźniarki produkują narkotyki, a wojsko pośredniczy w ich sprzedaży. Ale koszarowa strzelanina była nieudolna, a rewolucjoniści bardziej niż gangsterów przypominali bractwo Amiszów. Nie udał się wątek walki o wolność, ale dzięki temu widzowie skoncentrowali się na głównych bohaterach. A Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak i Valentin Prolat