EN

2.11.2005 Wersja do druku

Birety i gronostaje

Niecodzienne zdjęcie w codziennej gazecie. Na zdjęciu moi koledzy po fachu. Jerzy Stuhr - rektor, Krzyś Globisz - prorektor, Agnieszka Mandat - dziekan. Wszyscy z wyższej uczelni, zwanej dalej Szkolą Aktorską. Wielka trójca
komediantów, tym razem z całą powagą przebrana w birety i gronostaje. Przyglądam się zjawisku i mimo wszystko nie mogę otrząsnąć się z zakłopotania - pisze Jan Nowicki w stałym felietonie "Wchodzę w ciemno" w Gazecie Krakowskiej.

Nie chciałbym przecież kogoś dotknąć czy obrazić. Broń Boże. Razem z innymi żywię bowiem szacunek do tradycji i bieżących autorytetów aktorskich. Szacunek - a nawet podziw, który wzrasta wprost proporcjonalnie do postępujących strat, dotyczących oceny własnego samopoczucia. O cóż zatem chodzi? O pomieszanie z poplątaniem chodzi. Początki szaleństwa - jak sądzę - miały miejsce grubo przed gronostajami. Być może wtedy, kiedy to warszawską Szkolę Aktorską przemianowano na Akademię. Od tego momentu pedagodzy, słusznie biorący dotąd udział w części artystycznej, zostali skazani na próby sprostania części oficjalnej. A stąd już tylko krok do nadętej oficjalności, braku wdzięku i uniwersyteckiej celebry. Kompletnie nie przystającej do wielce odpowiedzialnej bylejakości - zawodu aktora. Ktoś tu w coś za bardzo uwierzył. Albo inaczej. Ktoś zapomniał, że udawanie - leżące u podstaw sztuki aktorskiej - może nie tylko wzruszać, ale tak�

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Birety i gronostaje

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Krakowska nr 252/28.10.05

Autor:

Jan Nowicki

Data:

02.11.2005