Wrocław witał przenikliwym chłodem oraz brakiem jakiejkolwiek wzmianki o kantorowskiej rewii. 6000 biletów (pojemność widowni Teatru Polskiego pomnożona przez liczbę spektakli) to liczba o wiele za mała, by sprostać zapotrzebowaniu (właśnie - na co?) powstałemu w wyniku półkonspiracyjnej metody rozchodzenia się informacji o takim wydarzeniu, jak występ Kantora z przedstawieniem "Niech sczezną artyści" znowu na polskiej ziemi. Już na dziesięć dni przed pierwszym przedstawieniem pracowniczka Ośrodka Teatru Otwartego "Kalambur" zmuszona była rozwiewać nadzieje pragnących ujrzeć, jak jednobrzmiąco głosiły plakaty-rarytasy wywieszone w organizujących spektakle teatrach. "Najlepszy spektakl na Broadwayu w sezonie 1986". Pozostawała więc jedynie wyśniona wizja odmienianych we wszystkich przypadkach "zwrotów". Oczekiwano dnia pierwszego przedstawienia z mocnym przekonaniem, że "to właśnie mnie przypadnie ten jeden, jedyny zwrot". To czy do o
Tytuł oryginalny
Bilet na Kantora
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 13