O dziejach biletu teatralnego Zbigniew Raszewski pisał w jednym z felietonów na łamach "Gońca Teatralnego". Nota bene - warto przypomnieć, że 31 marca minęło 30 lat od wydania pierwszego numeru tego tygodnika poświęconego wyłącznie życiu teatralnemu. Periodyk ten, założony i redagowany przez Macieja Nowaka, ukazywał się w latach 1990-1992, towarzysząc polskiemu teatrowi w trudnych latach transformacji ustrojowej. Raszewski nie tylko publikował na jego łamach swoje teksty, ale także w pewnym sensie patronował temu przedsięwzięciu - pisze Jarosław Cymerman w felietonie z cyklu "Zbiegowisko".
Wróćmy jednak do tekstu o bilecie - który zresztą później dał tytuł niewielkiej książeczce zbierającej felietony z "Gońca", wydanej już po śmierci Profesora. Felieton ukazał się w cyklu "Rzeczy ważne". Jest w tym tytule oczywiście spora dawka ironii, choć chyba nie tylko. Dzieje tego drobnego (najczęściej) przedmiotu stanowią bowiem zdaniem Raszewskiego "świadectwo zawiłości, jaka łączy człowieka ze światem rzeczy przez niego wytworzonych", gdyż, jak pisał, "całe pokolenia teatromanów marzyły o biletach, zdobywały je kosztem największych wyrzeczeń, nieraz w otwartej walce, a po wyjściu z teatru przeważnie je wyrzucano". Rzeczywiście, patrząc z ekonomicznego punktu widzenia, bilet jest przede wszystkim elementem pewnej umowy pomiędzy widzem a teatrem, w której ten pierwszy coś kupuje, a ten drugi coś dostarcza. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że relację publiczność - twórcy teatralni trudno sprowadzić wyłącznie do układu klient - us�