"Pijani" Iwana Wyrypajewa w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Marcin Pieszczyk w tygodniku Wprost.
Tylko Rosjanin mógł napisać sztukę, w której kompletnie pijani bohaterowie mówią o Bogu, miłości i śmierci. Niestety tezy, że "wszyscy jesteśmy bogami", że "powinniśmy światu oddać to, co od niego wzięliśmy" oraz że "życie jest jałowe, dopóki nie spotka się prawdziwej miłości" pachną nieco poradnikiem "Dostojewski na weekend". I jeśli coś ratuje te przydługie i wyabstrahowane rozmyślania, to wspaniali aktorzy. Do stałych członków Dramatycznego dołączyło tu sporo młodzieży, ale cały zespół rozumie się tak, jakby spędził na jednej scenie kilka dekad. Sztuka kończy się atakiem na przerost indywidualizmu, który zabija miłość oraz na sztukę "zdeprawowaną", w której nic tylko depresja, bebechy na wierzchu i brzydota. To też bardzo rosyjskie: pouczanie zgniłego Zachodu. Jak to się kończy, wiemy: prosta rosyjska dusza tonie w wódce. Bez Boga i bez miłości.