"Kraksa" w reż. Wojciecha Smarzowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Szanowny szczęściarzu Dürrenmatt! W pierwszych taktach swego opowiadania "Kraksa" pytasz pan: "Czy istnieją jeszcze jakieś historie możliwe, historie godne pisarza?". Otóż, spieszę zasmucić, że tak. Ściślej mówiąc - póki co znam tylko jedną taką, ale jest ona AŻ taka - że jedna wystarczy. Byłem na pana "Kraksie", co ją w Narodowym Starym Teatrze Wojtek Smarzowski wyreżyserował, zdania pana zawczasu przysposobiwszy do potrzeb sceny. Wprawdzie ta moja przygoda nie jest historią możliwą, gdyż jest już historią prawdziwą, oraz nie pisarza, lecz grabarza godna ona - ale jednak. Nie ma co wybrzydzać. Pana "Kraksa"... Pamięta pan jeszcze?... To mistrzostwo niedopowiedzeń, jak włos cienkich podtekstów, muśnięć prawie niewyczuwalnych, co echem są przepastnych jam, ciemnych i wstydliwych, które cicho i uparcie tkwią w każdym, nawet najpoczciwszym poczciwcu świata... Delikatność narracji, gra na wysokościach taktu, mordercze piękno stylistycznegp