Na afiszu Ateneum widnieją wielkie nazwiska: Dostojewski i Camus obok nazwisk czołowych artystów teatru przy ul. Jaracza. A jednak... Opuszcza się teatr z uczuciem pewnego niedosytu, zmęczenia, by nie rzec wprost - nudy. Uważam za niecelowe porównywanie adaptacji "Biesów" Alberta Camusa z jej powieściowym oryginałem - nie tylko dlatego, że przeciętny widz nie musi znać znakomitej powieści Dostojewskiego, a więc taka komparystyka jest mu obojętna, ale przede wszystkim z tego względu, iż spektakl teatralny jest samoistnym, określonym zjawiskiem artystycznym, nie zaś maszynką do prezentowania literatury. Niestety, w moim przekonaniu adaptacja Camusa warunków, jakie określiłam wyżej, nie spełnia. Widzieliśmy dotychczas w Polsce wiele adaptacji znanego ze swej sceniczności Dostojewskiego. Były bardziej lub mniej udane. Była "Zbrodnia i kara" i "Idiota", "Białe noce" i "Wieś Stiopanczykowo", "Bracia Karamazow" obok "Wiecznego małżonka", "Gracz" i "Krokodyl
Tytuł oryginalny
Biesy czyli magia nazwisk
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 19