Najnowszy spektakl Piotra Kruszczyńskiego stawia wiele pytań. Najistotniejsze z nich brzmi: po co wystawiać tekst Sigariewa? - o spektaklu "Biedronki powracają na ziemię" w reż. Piotra Kruszczyńskiego we Wrocławskim Teatrze Współczesnym pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.
Sigariew specjalizuje się w maksymalizacji życia na rosyjskiej prowincji. Wyciąga z niej najbardziej pokracznych nieszczęśników, szukających ostatniej deski ratunku w wydostaniu się ze świata okrucieństwa, przemocy, alkoholu i narkotyków. Dramat "Biedronki powracają na ziemię" jednak nie wychodzi poza opisowość - postaci są stereotypowe, a dialogi zamiast wprowadzać różne perspektywy myślenia postaci o świecie, pełne są przekleństw i krążą wokół jednego, dwóch tematów. Oglądając spektakl można odnieść wrażenie, że twórcy nie odnaleźli w tekście Sigariewa niczego godnego uwagi. To mnie nie dziwi, ale powstaje pytanie, dlaczego odnaleźć miałby widz. Historia jest prosta - Dima (Paweł Parczewski), sprzedający metalowe nagrobki na złom, został powołany do wojska. Sławlik (Jakub Świderski) zjada mrówki, by ulżyć permanentnemu głodowi narkotykowemu, Lera (Dorota Abbe) szuka sponsora, żeby wpłacić zaliczkę firmie i otrzymać od niej