Po roku przerwy na afisz Białostockiego Teatru Lalek powraca "Spalona powieść".
Diaboliczny Oram, milczący Isus, pensjonariusze zakładu psychicznie chorych, w tle okropieństwa sowieckiej Rosji - wszystko to w nietypowej scenografii. Publiczność zasiada na specjalnych balkonach otaczających scenę, tę zaś usytuowano prawie trzy metry niżej. Spektakl (według powieści Jakowa Gołosowkera, w reż. Wojciecha Szelachowskiego) oglądamy cały czas patrząc w dół, gdzie pośród krzeseł-tronów rozgrywa się dramat, mający wiele wspólnego z "Mistrzem i Małgorzatą" Bułhakowa (literaturoznawcy do dziś zachodzą w głowę, czy "Spalona powieść" nie była zaczynem dla opowieści Bułhakowa - dzieło Gołosowkera powstało dużo wcześniej). O ile jednak w "Mistrzu i Małgorzacie" na ulicach Moskwy krąży szatan Woland i jego ekscentryczna banda, o tyle u Gołosowkera na moskiewskich ulicach pojawia się Chrystus (Isus). Wędruje po sowieckiej Moskwie, nie omijając więzień, spelunek i burdeli w nadziei, że spotka kogoś, komu on - Syn Boży - byłby