Publika zawieszona trzy metry nad ziemią ogląda z góry dom wariatów i jego pacjentów czytających pewien rękopis... To wszystko w sobotę w Białostockim Teatrze Lalek. Premiera "Spalonej powieści" Jakowa Gołosowkera.
Zapowiada się interesująco - ze względu na nietypową inscenizację powieści, jak i tajemniczą otoczkę, która towarzyszy książce rosyjskiego pisarza. Literaturoznawcy do dziś zachodzą w głowę, czy pomysłów od Gołosowkera nie pożyczał do "Mistrza i Małgorzaty" Bułhakow ("Mistrz..." powstał później niż "Spalona powieść"), a i losy książki Gołosowkera - spalonej, potem rekonstruowanej - są fascynujące. Teatralnej adaptacji nieznanej szerzej powieści (w Polsce ukazała się tylko raz w 1995 roku, wydana zresztą przez białostocki "Łuk") podjął się Wojciech Szelachowski. - "Spaloną powieść" podrzucił mi kiedyś Piotr Damulewicz [aktor BTL - red.], odleżała trochę na półce, aż uznałem, że jestem gotów ją przenieść na scenę - mówi reżyser. - Czytelnicy odnajdą w niej pewne podobieństwa do "Mistrza i Małgorzaty". O ile jednak u Bułhakowa na ulicach Moskwy krąży szatan Woland i jego ekscentryczna banda, o tyle u Gołosowkera