U lalkarzy historia cybernetyczna, wśród protez, masek i manekinów, inspirowana Lemem. W Teatrze Dramatycznym - także upiorne makijaże, ale za to klimat przedwojenny, w którym i muzyka żydowska na żywo, i zjadliwa satyra się zmieści. W weekend (5-7.12) dwie premiery w białostockich teatrach, jakby z dwóch różnych rzeczywistości.
Dwa różne bieguny - z jednej strony historia science fiction, z drugiej - tęskne piosenki żydowskie i język przedwojennej satyry, w której w Białymstoku w latach 20.-30. prym wiodło pismo "Prożektor". W Białostockim Teatrze Lalek zobaczymy spektakl "Czy pan istnieje, Mr Johnes?" w reż. Krzysztofa Raua, w Teatrze Dramatycznym - "Migdały i rodzynki. Szkice białostockie" w reż. Adama Biernackiego. Ale jest coś, co te dwie propozycje zdaje się łączyć - spory udział multimediów i projekcji. Przypadki pana Johnesa Szczególnie dużo jest ich u lalkarzy. Duży ekran wypełnia prawie całą ścianę, cztery mniejsze wiszą pod sufitem. A na nich - pulsujące organy, cyfry, hasła, zapisy danych, zrozumiałe dla informatyków. Wszystko to mruga, chrzęści, pulsuje. A w tym czasie na scenę wkraczają dziwne, poruszające się niczym roboty postaci w maskach. Wwożą na wózkach modele anatomiczne, oglądają fragmenty organów, coś tam mruczą... Wygląda to