Postawa "białego Daniela" [Olbrychskiego], który ubolewał nad tym, co się dziś w Polsce dzieje, a nie nad kolegą, który pobłądził (- Nie wszyscy są bohaterami, ja nie jestem - przyznawał Damięcki), każe odnotować pewne pocieszające zjawisko: w ponurych czasach zemsty i oskarżeń, do głosu dochodzą także ludzie rozumni i przyzwoici - pisze Daniel Passent w swoim bogu "En passant" w Polityce.
Nie będę chyba zbyt niedyskretny, jeśli wydam, że moja żona co wieczór ogląda świat przez "Szkło kontaktowe". Ja bliższy jestem postawie Stanisława Tyma, który od pewnego czasu obrócił telewizor ekranem do ściany i ogląda go od ciekawszej strony. Ale Staszek nie mieszka z moją żoną. Ta zaś od czasu do czasu, głosem pełnym emocji, przywołuje mnie do telewizora i za każdym razem pokazuje, który jest Sekielski, a który Morozowski, bo wie, że mam słabą pamięć do twarzy. W Środę Popielcową pokazała także, który jest Olbrychski, a który Damięcki, i nie żałuję. Niech żałuje Tym, że tego nie oglądał. To była jedna z najlepszych kreacji Daniela Olbrychskiego, który ciągle jeszcze się rozwija. Najpierw uważany był za następcę Zbyszka Cybulskiego, później za "króla polskiego kina", a teraz okazuje się jeszcze autorytetem moralnym. S&M posadzili go na przeciwko Macieja Damięckiego, który podobno coś tam na niego donosił, co miał o wy