W ostatnią sobotą w Operze Warszawskiej wybuchła bomba. Na szczęście nie plastykowa. Bomba z muzyką, śpiewem, tańcem, dramatem (i melodramatem); z muzyką klasyczną, romantyczną, punktualistyczną, elektronową, konkretną, egzotyczną. Jazzową i podwórkową; z sambą, boogie-woogie, twistem i madisonem; z operą, operetką, wodewilem, rewią, kabaretem i teatrem chińskich cieni; z rajem zakochanych, astronautami i rakietą kosmiczną; była wreszcie w tej bombie i sex-bomba - Białowłosa. "Białowłosa" jest muzyczną sałatką sceniczną, zwaną w Ameryce "musicalem". Pierwszy polski musical rozszerzył tę rozmaitość do rozmiarów iście kosmicznych. Zaczęło się od szumu około startu rakiety, ale zaraz potem okazało się, że nie o rakietę chodzi, ale o dziewczynę, co się rzuciła pod rozpędzony samochód. Ale ledwo zaczęliśmy ją opłakiwać, okazało się, że żyje i cieszy się dobrym zdrowiem. Oto raj zakochanych na planecie X; musi być ta
Tytuł oryginalny
Białowłosa
Źródło:
Materiał nadesłany