"Krzywa wieża" Nadieżdy Ptuszkiny pod opieka art. Wojciecha Szelachowskiego w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jerzy Doroszkiewicza w Kurierze Porannym.
Andrzej Beya-Zaborski i Maria Jolanta Rogowska kreują na scenie małżeństwo z dwudziestoletnim stażem. Rosyjska dramaturg Nadieżda Ptuszkina w komedii "Krzywa wieża" podąża drogą Gogola. Od pierwszej sceny tego kameralnego spektaklu uśmiech nie schodzi widzom z twarzy. Widzą przecież niepowtarzalnego komendanta posterunku policji w Królowym Moście z trylogii "U Pana Boga za..." Jacka Bromskiego. Ale też w Andrzeju Beya-Zaborskim widzą znakomitego aktora, który doskonale czuje scenę, publiczność i zwyczajnie wie, co ma robić. A cóż takiego robi? Je kolację, ogląda wiadomości, mecz, prosi żonę o dokładkę, piwo. Nie słucha zupełnie, co ona ma mu do przekazania. Zwykłe życie, rutyna małżeńska, która swoim codziennym komizmem wzbudza salwy śmiechu. Szczególnie, kiedy tej drugiej stronie do śmiechu wcale nie jest. Bo oto ona - matka i żona - postanawia go zostawić. Nad talerzem z kartoflami i kotlecikiem, pomiędzy jedną a drugą bramką, przegran