Widowisko "Solidarność. Twój anioł Wolność ma na imię" pokazało, że awangarda stała się rozrywką: zamiast myślenia o historii zaproponowano zabawę.
Najbardziej zaskakujące jest jednak to, że słynący z nieoczywistych skojarzeń i unikający banału Wilson nagle tak chętnie sięgnął do mocno już wyeksploatowanej symboliki. Amerykański reżyser wpisał się w jakże swojską tradycję montaży muzyczno-słownych, które cechowało patetyczne serio - pisze Paweł Sztarbowski w Tygodniku Powszechnym.
Zamiast myślenia o historii, w Gdańsku zaproponowano zabawę. Jakie to wygodne: gwiazdy średniego formatu wykonają po kilka piosenek, konferansjer doda parę żartów, do tego parę bełkotliwych recytacji, najchętniej w obcym języku, żeby mało kto zrozumiał. Buczenie, gwizdy, oskarżenia i odważne przemówienie Henryki Krzywonos - jubileusz Solidarności przebiegł w atmosferze połajanek i obelg. Obraz skłóconej grupy, która wspólnie tworzyła historię, powraca właściwie co roku. Emocje wypierają myślenie. A przecież bez przemyślenia tego, co obejmuje doświadczenie Solidarności, nie jesteśmy w stanie przemyśleć naszej wspólnoty. Solidarność dla artystów Nie zrozumiemy fenomenu Solidarności, jeśli jej doświadczenie nie stanie się pożywką dla artystów: tylko oni mogą wyjść poza wzajemne pyskówki i wykorzystywanie słynnego logo w grze politycznej. Rola teatru w tym przypadku zdaje się kluczowa, bo teatralność niejako naturalnie wpisa