Po sukcesach "Nocy Helvera" przyszła pora na kolejny utwór najpopularniejszego obecnie dramatopisarza polskiego Ingmara Villqista. "Beztlenowce" wystawił łódzki Nowy, dwa dni później realizacja autorska trafiła na afisz warszawskich Rozmaitości, zaś telewizyjne widowisko Łukasza Barczyka pokazano w ramach Studia Teatralnego Dwójki. "Beztlenowce" to cykl miniatur o ludziach przyciśniętych do ściany - przez los, winy, skłonności, fantomy psychiczne. Pozbawionych oddechu. Autor zostawił reżyserom możliwość dowolnego tasowania jednoaktówek prosząc jedynie, by kończyć "Lemurami": naiwnym, wmawianym sobie przez bohaterów marzeniem o szczęściu. Nie posłuchali go ani Barczyk, ani Łukasz Kos w Nowym, który od tego mirażu zaczął spektakl, kończąc przygnębiającym obrazem matki szykującej syna na zbliżającą się śmierć. Na łódzkiej inscenizacji zaciążyło jednak nie tyle przeczernienie obrazu, ile sama koncepcja zlania aż pięci
Tytuł oryginalny
Beztlenowce
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 13