Trzy godziny szaleństwa z dwiema przerwami na filiżankę melisy. Oczywiście można mówić tutaj o mrocznych mocach, które kryje po swej ciemnej stronie nasza szara, niezbadana do końca i pofałdowana od paranoi życia codziennego kora mózgowa - o "Opętanych" w reż. Krzysztof Garbaczewskiego w Teatrze Dramatycznym im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu pisze Wojciech Wojciechowski z Nowej Siły Krytycznej.
Spektakl "Opętani" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego to trzy godziny szaleństwa z dwiema przerwami na filiżankę melisy. Oczywiście można mówić tutaj o mrocznych mocach, które kryje po swej ciemnej stronie nasza szara, niezbadana do końca i pofałdowana od paranoi życia codziennego kora mózgowa. Lacan, Freud, Jung jasne. Ale spektakl w wałbrzyskim teatrze jest przede wszystkim coraz bardziej nakręcającą się szajbą, opętaniem właśnie, nadmuchanym balonem z groteskowym i ferdydurkowym powietrzem wewnątrz. Po trzeciej i ostatniej części spektaklu chce się jeszcze więcej Gombrowicza, absurdu i helu, by bardziej chichotać z tego wszystkiego. Ci, którzy kiedyś liznęli Hawkinga, wiedzą zapewne, że wszechświat się rozszerza. To zjawisko zdecydowanie nabrało mocy w przedstawieniu Garbaczewskiego. Scenografia bowiem rozpoczyna się w głębi sceny, a kończy się na wybiegu, platformie zdecydowanie jest to wybieg, którego koniec widzimy prawie na końcu wido