"Śmierć Dantona" Georga Büchnera w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku wSieci.
Barbara Wysocka chyba nie wiedziała, co chce "Śmiercią Dantona" osiągnąć. Trudno o większe zaskoczenie z ostatniego czasu. Barbara Wysocka przyzwyczaiła nas do czegoś innego. Jej dotychczasowe realizacje, choćby "Juliusz Cezar" sprzed dwóch lat, czerpały jednak sporo z szeroko pojętej postdramaturgii. "Śmierć Dantona" Büchnera, którą Wysocka wystawia teraz w Teatrze Narodowym, rozgrywa się zaś na przekór jej samej, za to z poszanowaniem gustów konserwatywnych, ale w rozrachunku końcowym - ze stratą dla wszystkich. Na dużej scenie Narodowego ustawiono trzykondygnacyjną konstrukcję. Jej najważniejszym elementem jest ciągnąca się przez wszystkie piętra, pokryta rdzą i krwią rynna, po której stoczą się głowy zgilotynowanych. W ostatniej scenie radykał Robespierre (Przemysław Stippa) ze stoickim spokojem będzie zrzucał na nią kolejne ścięte głowy, jakby był zwykłym operatorem tej okrutnej machiny. Umiarkowany Danton (Oskar Hamerski) patr