"Antygona w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego w reż. Filipa Gieldona w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Magdalena Czerny-Kehl w Teatraliach.
"(...) dzisiaj w teatrze jest co najmniej jedna osoba, która niedługo znajdzie się na ulicy (...)". Te złowieszcze słowa sierżanta Jima Murphy'ego, co jakiś czas poruszają zasiadającą w teatralnych fotelach publiczność i wytrącając ją z niezwykle wygodnej roli obserwatora, zmuszają do przemyślenia historii bohaterów Janusza Głowackiego, którą przed chwilą śledzili na scenie. Współcześnie, kiedy to większość młodych ludzi zatrudniona jest na "umowy śmieciowe" za minimalne płace, w chwili gdy osoby w "wieku produkcyjnym" stale zasilają rzeszę bezrobotnych, tekst Głowackiego nabiera nowych znaczeń. W Teatrze Śląskim rys losów Anity, Pchełki i Saszy szlifują młodzi twórcy, Filip Gieldon (reżyseria) i Adrianna Gołębiewska (scenografia), którzy starają się spojrzeć na ten dramat z perspektywy własnego pokolenia. Bohaterowie pozostają jednak ci sami: Portorykanka Anita, emigrant z Polski - Pchełka i przedstawiciel rosyjskiej inteligencji