"Do Damaszku" w reż. Jana Klaty w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Schreiber w Teatrze.
"Do Damaszku" to brutalnie szczera rozmowa Klaty z samym sobą i z widzami. Po każdym kroku naprzód przychodzi czas na krok do tyłu, ale bolesna droga do Damaszku wciąż trwa, choć nie wiadomo, czy ma sens. W "Do Damaszku", pierwszym dyrektorskim spektaklu Jana Klaty w krakowskim Starym Teatrze, grany przez Marcina Czarnika główny bohater pierwszej części trylogii Strindberga nie jest już pisarzem, a muzykiem i performerem w hipsterskim garniturku i okularach słonecznych. W swoim czasie był dość popularny (wciąż ganiają za nim wielbicielki), ale teraz nieco się skompromitował - jego ostatnia płyta dowodzi, że tworzy już złą muzykę. Jeździ na przypominającym harleya (ale jednak stanowczo nim nie będącym) rowerku. Kiedy czuje się źle, próbuje sobie dodawać otuchy, ćwicząc swój ulubiony układ taneczny. Z tajemniczego Nieznajomego przekształcił się w dobrze znanego z okładek kolorowych pisemek Idola. Z początku można się obawiać, czy tekst St