Paryskie przedstawienie, perfekcyjne i do końca konsekwentne, wykorzystujące w pełni możliwości dzieła Szostakowicza i przesiąknięte jego muzyczną siłą, jest jednym z najmocniejszych, jakie można zobaczyć dziś w operze - o "Lady Makbet mceńskiego powiatu" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego na scenie Opéra Bastille pisze Adam Suprynowicz w Ruchu Muzycznym.
W "Lady Makbet" to nie bohaterowie są winni, lecz system, który uzasadnia gwałt, uprzedmiotowienie kobiety, ale także wiąże mężczyzn, realizujących go w praktyce. Z okna Katarzyny Izmajłowej widać rzeźnię. Dziesiątki pracowników w białych fartuchach rozbierają na metalowych stołach tusze wieprzowe, wjeżdżające na hakach jedna za drugą w przestrzeń sceny. Wśród zimnych, wyłożonych białymi kaflami ścian rozegra się dramat przemocy, eksplozja seksu, krwawe wesele i syberyjski finał dzieła. Dom Katarzyny, w którym rozkwitnie jej namiętność, też nie jest bezpiecznym miejscem. Patriarchat skupia się w nim jak w soczewce, podtrzymywany przez teścia głównej bohaterki, jej męża, jej kochanka, przez wiecznie pijanego popa, ale też przez służącą Aksinię, której rola w przedstawieniu Krzysztofa Warlikowskiego urasta do rangi symbolu zniewolenia. "Lady Makbet mceńskiego powiatu" pojawia się na scenie Opéra Bastille w interpretacji polskiego