Piosenkom Cohena, które zabrzmiały w wykonaniu aktorów teatru Roma z Warszawy, zabrakło magii. Ich estradowe interpretacje sprawiły, że utwory stały się nieprawdziwe, mniej przekonujące. Za mało było w nich tęsknoty, smutku i refleksji
Próba zmierzenia się z największymi przebojami piewcy samotności, piosenkarza i poety Leonarda Cohena wymaga nie lada odwagi. Jak oddać refleksyjny, niekiedy przygnębiający nastrój jego utworów? Jak je zinterpretować? Trzymać się oryginału czy się od niego oddalić? To pytania, na które odpowiedzi szukali zapewne aktorzy teatru Roma. W piątkowy i sobotni wieczór publiczność Sceny na Piętrze zobaczyła i usłyszała efekty ich poszukiwań. Północ w jednym z barów w dzielnicy Chelsea na Manhattanie. Za długim stołem barowym siedzą dwie hippiski, chuda brunetka ubrana w krótką sukienkę, playboy Elvis, alkoholik oraz samotni: kobieta i mężczyzna. Być może kiedyś w takim właśnie towarzystwie przebywał gość hotelu Chelsea - Leonard Cohen. Aktorzy teatru Roma postanowili przypomnieć widzom atmosferę sprzed 40 lat - przesiąkniętą oparami whisky i dymem z jointa. Czas, gdy - obok przebojów o idealnej miłości z marzeń i snów - Cohen śpiewał te