Od dawna wiadomo było, że w Studio przygotowuje się "Opera za trzy grosze", z {#os#1023}Fronczewskim{/#} po długiej nieobecności na scenie. Premiera odbyła się na początku lutego. Kasy są odtąd oblężone. Muszę przyznać, że szedłem do teatru (w pierwszych dniach marca) z mieszanymi uczuciami. Nie byłem pewny, czy Piotr Fronczewski nie jest zbytnio zmęczony Panem Kleksem (bo już chyba powinien). Nie byłem pewny, jak {#os#1241}Grzegorzewski{/#} będzie reagował z Brechtem, w dodatku ostatnie przedstawienie tego świetnego reżysera ("Powolne ciemnienie malowideł") bardzo mi się nie podobało i bałem się, że przechodzi on gorszy okres. Przedstawienie rozwiewa niepokoje, okazuje się dobre i ciekawe. Grzegorzewski jest twórcą o bardzo określonym i konsekwentnie prowadzonym stylu - to operowanie nastrojem, klimatem, plastyczną metaforą. Przedstawienie raczej statyczne, niedopowiedziane, posługujące się stałym zestawem rekwizytów,
Tytuł oryginalny
Bez suflera
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 8