"Scat, czyli od pucybuta do milionera" w reż. Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Marta Mizuro w Odrze.
Przypuszczam, że większości widzów najnowszej premiery wrocławskiego Teatru Muzycznego, pozbawionego słów musicalu zatytułowanego "Scat, czyli od pucybuta do milionera", trudno było zrazu wyobrazić sobie spektakl złożony z kilku godzin melodyjnego, pozbawionego sensu sylabizowania, zawierający jednak czytelny przekaz. Teoretycznie nikomu nie jest obca - za sprawą choćby Urszuli Dudziak - konwencja pantomimy, publiczność od dawna oswoiła się z tą techniką śpiewu, ale nie doświadczywszy tego naocznie oraz nausznie - i tak nie sposób dodać jednego do drugiego. Nie znając jeszcze efektów projektu Wojciecha Kościelniaka i Leszka Możdżera, pomyślałam sobie, że to znakomity pomysł. Choć bowiem trudno powiedzieć, by w spektaklach poprzednich, tj. zrealizowanych już po przejęciu przez młodego reżysera dawnej Operetki Wrocławskiej, tekst odgrywał rolę drugorzędną, to przecież samego musicalu nikt przy zdrowych zmysłach nie skojarzy z traktatem filo