Na "Wielebnych" pojechałem w tydzień po premierze, z niejakim trudem uzyskawszy zaproszenie, bo jak mi zakomunikowała miła i życzliwa pani z biura organizacji widowni: wszystkie miejsca wyprzedane, teatr nabity po sufit, czyli jak za najlepszych czasów ludzie walą drzwiami i oknami. Rzeczywiście, pod kasą Narodowego Starego zastałem kłębiący się tłumek pań i panów, czekających na zwroty i wejściówki. Wyraz ich twarzy oraz ogólne zachowanie mówiły, że państwo ci są do tego stopnia zdeterminowani, iż gotowi odebrać sobie życie, jeśli nie będą wpuszczeni na przedstawienie. Opinie, które dotarły zaraz po premierze, były sprzeczne: kolega Mikos napisał nie bez przygan, ale w sumie przychylnie; dla odmiany, gdy o zdanie zagadnąłem napotkanego w Warszawie Tadeusza Nyczka, ten skrzywił się tak straszliwie, jakby właśnie odebrał Order Uśmiechu i musiał wypić szklankę soku z cytryny. Różnica zdań - rzecz normalna między kry
Tytuł oryginalny
Bez skandalu
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 7/8