- Nikt nie udaje, że teatr, do którego byliśmy przyzwyczajeni, wyrastający jeszcze z tradycji Konstantego Stanisławskiego, Juliusza Osterwy, polem Axera i wielu innych, że zespół buduje swój sposób wyrażania i trzyma się określonej stylistyki, ten teatr umiera, na świecie, nie tylko w Polsce - mówi ZBIGNIEW ZAPASIEWICZ.
Maryla Zielińska: Ile razy w swym życiu zawodowym zetknął się pan z opozycją "młody leatr" - "stary teatr"? Zbigniew Zapasiewicz: Oczywiście byłem świadkiem wielu wahnięć, przemian. Po prostu, teatr idzie za życiem, nieuwzględnianie tego jest ogromnym błędem. Aktor nie może zasklepiać się w gustach, w jakich został wychowany, w genach struktur teatru niegdyś obowiązujących. Wielu moich kolegów, pedagogów, zgromadzonych choćby w warszawskiej Akademii Teatralnej, próbuje uratować te wartości na siłę, wpoić w młodych ludzi pogląd, że powinni być tacy jak my kiedyś. Trzeba obserwować to, co się dzieje dookoła, i korzystać w miarę możliwości. To nie jest łatwe. Irena Eichlerówna, wielka polska aktorka, po wojnie bardzo jeszcze aktywna, właściwie pomnikowe zjawisko, w latach siedemdziesiątych ogłosiła, że to, co się dzieje na scenach, to nie jej teatr, nie jest w stanie się w nim znaleźć i się wycofuje. Z kolegami, z któ