"Orfeusz i Eurydyka" w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Operze Krakowskiej. Recenzja Jacka Marczyńskiego w Rzeczpospolitej.
Bywają utwory, o których mówimy: arcydzieła, doceniając ich miejsce w dziejach sztuki. Nie oznacza to wszakże, iż każdy z nimi kontakt dostarcza nam wielkich przeżyć. To jest właśnie przypadek "Orfeusza i Eurydyki" Glucka wystawionego przez Operę Krakowską. Kiedy ponad 240 lat temu kompozytor pisał swe dzieło, czuł, że musi odrzucić formę opery, dominującej w jego czasach. Zrezygnował z arii pełnych ozdobników, popisów wokalnych, efektownej oprawy Na scenie jest tylko zrozpaczony, samotny Orfeusz, później pojawi się odzyskana Eurydyka, a także Amor - symbol boskich ingerencji w życie człowieka. Dzieło dla trojga wykonawców i z rzadka śpiewający chór było czymś rewolucyjnym w XVIII w. W przeciwieństwie do setek innych oper tej epoki przetrwało, bo muzyka Glucka ma w sobie emocjonalną moc, a przede wszystkim zaś szczerość i prawdę. Krakowskie przedstawienie "Orfeusza i Eurydyki" ogląda się jednak z chłodną obojętnością. Dominuje p