Tegoroczny Festiwal Prapremier - choć z ciekawym i różnorodnym programem - pokazuje, że formuła imprezy się wyczerpała. Krytycy teatralni nie pozostawiają złudzeń: to nie może być tylko świąteczny fajerwerk dla garstki teatromanów - pisze Joanna Lach w Gazecie Wyborczej - Bydgoszcz.
Na Prapremierach zabrakło ważnych aktorskich nazwisk, ale przede wszystkim topowych reżyserów. Trzeba to powiedzieć jasno: Prapremiery w obecnej formule czasy świetności mają już za sobą. Zaczęło się od kilkukrotnie pokazywanej w całym kraju sztuki Mai Kleczewskiej "Cienie. Eurydyka mówi:" [na zdjęciu] z songami Katarzyny Nosowskiej z Hey. Potem zobaczyliśmy świetnego "Chopina bez fortepianu", który chyba jako jedyny naprawdę zaskoczył formą i treścią. Całkiem niezła była też "Klątwa" stałego gościa Prapremier, czyli duetu Strzępka i Demirski. Wreszcie intrygujący, ale przydługi "Broniewski" i wyczekiwani "Towiańczycy" - głównie z tego powodu, że to spektakl Teatru Narodowego w Krakowie. Przedstawienia nie przyciągnęły licznej publiczności z kraju. Na widowni 75 proc. widzów to bydgoszczanie. Nieliczni teatromani przyjechali z Torunia, Poznania, Katowic, Gdańska czy Wrocławia. Trudno więc mówić nadal o Prapremierach w kategoriach og