- Mój wizerunek kształtowały propozycje, które dostawałem. Aktor jest rzemieślnikiem i musi się sprawdzić w każdej roli. Studentom powtarzam, że zdali do szkoły zawodowej. Artystami, daj Boże, może czasami będą - mówi MARCIN PERCHUĆ, aktor Teatru Montownia w Warszawie.
Rozmowa z aktorem Marcinem Perchuciem. Rafał Bryndal: Czy aktorstwo opiera się na kompleksach i próżności? Niektórzy tak mówią... -(Śmiech) Nie, ja zostałem aktorem przypadkiem. Miałeś być fizykiem? - Tak... Gdybym nie dostał się do szkoły teatralnej za pierwszym razem, to bym już tam nie zdawał. Nikt, włącznie ze mną, specjalnie nie wierzył, że się dostanę. To było coś w rodzaju sprawdzenia siebie. Do tego stopnia, że u dziekana fizyki zastrzegłem sobie możliwość powrotu, jak mnie wyrzucą. A kiedy poczułeś, że to jest to? - Dopiero po szkole. Na studiach orłem nie byłem, więc zająłem się radiem. Na początku byłem u Manna i Materny w Kolorze, a potem u Reszczyńskiego w WaWie. Po rozmowach ze starszymi kolegami zrozumiałem, że trzeba znaleźć sposób na życie po szkole. W zawodzie udaje się nielicznym. - Jestem szczęściarzem. Aktorem zostałem jedynie dlatego, że Teatr Montownia zaprosił mnie do jednego sp