SZCZERZE mówiąc spektaklu Syreny, w którym Korsakównie partneruje Brusikiewicz i Łazuka, a rzecz całą prowadzi Jerzy Gruza - rekomendować nie trzeba. Lecz jesienią 1982 roku wiele warszawskich premier łączy podobna barwa. Przedstawienia są realizowane obok, pod, na marginesie tekstów. Pół biedy, jeśli gęsta mgła aluzji przykrywa sztukę Iredyńskiego. Bo zważywszy tempo pracy dramaturgicznej autora "Żegnaj Judaszu" należy sądzić, iż niebawem nowa sztuka ujrzy światło dzienne. Co jednak robić z tymi, którzy mimo apeli środowisk twórczych już nic nie napiszą? Oczywiście można powiedzieć, że Słowacki i Wyspiański przetrwali niejeden zabieg adaptatorski. Ale boję się, że grozi nam moment, kiedy szaleństwo aktualizacji zasłoni wszelki sens pisanego słowa. I cóż? Kogo będzie oklaskiwać premierowa publiczność? Chyba siebie. Tylko wówczas proponuję zlikwidować scenę, a wyspecjalizowanych w mruganiu do widza aktorów (nie powiem, często ba
Tytuł oryginalny
Bez miniderii
Źródło:
Materiał nadesłany
Żołnierz Wolności nr 281