"Kotka na gorącym blaszanym dachu" w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Jeśli chodzi o dramat Tennessee Williamsa "Kotka na gorącym blaszanym dachu", to można powiedzieć, że w pewnym sensie nieszczęściem dla teatru jest fakt, że całkiem niemała liczba widzów pamięta słynną filmową wersję tej sztuki w reżyserii Richarda Brooksa z doskonałymi rolami Elizabeth Taylor i Paula Newmana. W tej sytuacji każdy teatr, który podejmuje się wystawienia "Kotki", musi liczyć się z tym, że publiczność nie omieszka porównywać danej inscenizacji sztuki z jej wersją filmową. Brooks, realizując film, pewnie nie przypuszczał, że stanie się on zupełnie niezamierzenie punktem odniesienia dla teatralnych inscenizacji sztuki Williamsa. Najnowsza inscenizacja "Kotki" w Teatrze Narodowym nie jest ani próbą polemiki z obrazem filmowym, ani też jakimś nowym, interesującym spojrzeniem na dramat poprzez psychologię postaci. Wprawdzie reżyser próbuje podjąć w tym kierunku interpretację sztuki, ale jest to zaledwie śladowe dotknięcie. Zre