"Gry ekstremalne" w reż. Joanny Grabowieckiej w Teatrze Dramatycznym - scena na Woli w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Problemem jest dramaturgia spektaklu, bo tekst przekracza wszelkie standardy stosowane na scenie. Rzadko, poza koncertami muzyki klasycznej, publiczność nagradza artystów stojącą owacją, a po premierze "Gier ekstremalnych" tak właśnie się zachowała. Może to była tylko wdzięczność dla Ewy Gawlikowskiej-Wolff, która w trakcie pisania odeszła ze świata, i dla Elżbiety Chowaniec, która utwór dokończyła, ale bardziej prawdopodobne jest to, że ludzie wstawali w reakcji na temat - bliski każdemu, choć nieustannie wypychany ze świadomości i zamykany w naszym prywatnym tabu. Dlatego nieco konsternacji wywołują ekstremalnie intymne wyznania wygłaszane na siedząco w obecności innych, jakby w poczekalni. Maksymalna surowość użytych środków wzbogacana jest naturalistycznymi atakami padaczki i "rozmówkami" szpitalnymi, w których najniższa ocena zostaje wystawiona, niestety, pracownikom służby zdrowia, najwyższa zaś duchownemu. Granicę życia pomagają te