- Nie da się zrobić "Quo Vadis" bez pożaru Rzymu, tak jak i nie da się zrobić go bez Ursusa, bez Ligii, Nerona, Winicjusza, bez byka, lwów i paru innych rzeczy - mówi Rafał Rutkowski, reżyserujący drugą część "miniserialiku" w Łaźni Nowej.
Gabriela Cagiel: Adaptacje Quo Vadis przybierają zwykle formę historycznego, kostiumowego melodramatu z wątkami religijnymi. Co z tym zrobicie? Rafał Rutkowski: Rok temu tutaj w Krakowie w Nowej Hucie odbyła się premiera "Trzech muszkieterów" Aleksandra Dumasa. To też był historyczny, kostiumowy melodramat. Zrobiliśmy przedstawienie, które opowiedziało historię trzech muszkieterów, a jednocześnie było naszym sposobem na odczytanie klasyki kompletnie niescenicznej. Podobno zapowiedzieliście wtedy w żartach "Quo Vadis". R.R.: Tak było! Sprężyna dramaturgiczna oraz sposób na zrobienie "Quo Vadis" jest dokładnie taki sam. Początkowo myśleliśmy, że to niezły żart. Później zaczęliśmy się zastanawiać i stwierdziliśmy, że jest to tak trudne do zrobienia, tak niesceniczne i tak niewyobrażalne, że aż kuszące. Kiedy mówiliśmy ludziom, że robimy "Quo Vadis", a w ich oczach pojawiały się wielkie znaki zapytania, to okazało się, że to na tyle