"Pan Twardowski" w choreogr. Gustawa Klauznera w Teatrze Wielkim - Operrze Narodowej w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
W najnowszym wystawieniu baletu "Pan Twardowski" na scenie Opery Narodowej Gustaw Klauzner ulitował się nad naszym polskim Faustem. Nie zawiesił go - zgodnie z tradycją i oryginalnym librettem - na księżycu, lecz w finale posadził go na ławeczce, przytulającego do serca żonę, Panią Twardowską. Oczywiście, ławeczka wygodniejsza aniżeli dyndanie na zawsze na księżycu, skąd zejść niepodobna. Zresztą księżyc dla Twardowskiego i tak był wyjściem nieporównanie lepszym niż smażenie się w piekle na wieki, co mu groziło, wszak podpisał cyrograf, zaprzedając duszę diabłu. Przed piekłem uratowała Twardowskiego - jak wiemy z tradycji - pieśń maryjna, którą śpiewał, kiedy diabeł, uleciawszy z nim przez komin karczmy "Rzym", wziął azymut na piekło, egzekwując w ten sposób to, co mu się prawnie cyrografem należało. Ale religijnej pieśni diablisko znieść już nie było w stanie, porzuciło więc swą ofiarę po drodze, czyli na księżycu. Na