Strasznie się skomplikowały sprawy naszego teatru. Stoi na fatalnym rozdrożu: albo ambitny, albo oświatowy, albo samowystarczalny. Przecież grając Janusza Wiśniewskiego, Tadeusza Różewicza, Witolda Gombrowicza czy Tadeusza Kantora - a więc grając rzeczy ambitne - nie trafi się z nimi pod strzechę, to znaczy ci spod strzech nie przyjdą do teatru. Wyspiańskim się też wszystkiego nie załatwi. Wesele może być grane dla widza masowego lub plus minus masowego, ale już z Wyzwoleniem to się nie uda. Ani na Ślub, ani na Koniec Europy nie będą przychodzić tłumy przez czas dostatecznie długi, aby teatr wyrobił się finansowo. A więc trzeba obok Ślubu grać - zresztą świetną - sztuczkę (ale tylko sztuczkę) brytyjskiego pisarza o małżeńskim sześciokącie. Jak uczynić, żeby teatr był i wielką sztuką i edukacyjną rozrywką dla mas, która to rozrywka ma to do siebie - inaczej niż na przykład cyrk - że kształci potrzeby kultur
Źródło:
Materiał nadesłany
Tu i Teraz nr 30