Trudno powiedzieć, po co Staremu Teatrowi taki spektakl - o "Trans-Atlantyku" w reż. Mikołaja Grabowskiego pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Kilka błyskotliwych rozwiązań plastycznych i efektowny ruch sceniczny to najsilniejsze atuty "Trans-Atlantyku" wystawionego w Starym Teatrze. Niewiele, jak na scenę narodową. W ogóle niewiele. Przedstawienie nie mówi niczego nowego o Gombrowiczu, a przyłożone do polskiej współczesności, wydaje się błahostką sceniczną, która nie ma ambicji nadążania za przemianami społecznymi czy mentalnymi w Polsce. De facto - nie ma znaczenia. Treść spektaklu rozpięta jest między przybyciem narratora, Witolda Gombrowicza (Marcin Kalisz) do Argentyny a orgiastycznym zakończeniem męsko-męskiego pojedynku z udziałem wszystkich postaci spektaklu. Przebieg fabularny jest bliski temu, który znamy z powieści. Reżyser, Mikołaj Grabowski, postawił na wierność charakterystycznemu językowi, użytemu przez Gombrowicza - ze sceny słychać zatem zabawy językowe, stylizację na język Paska, powtarzalne formułki (jak "ja na kolana padłem"). Pierwszy akt rozgrywany jest na tl