"Zbombardowani" w reż. Mai Kleczewskiej w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - dodatku Kultura.
Pierwszy raz spektakl Mai Kleczewskiej sprawia wrażenie wymęczonego, kończonego bez wiary w przyjętą estetykę, finałowe przesianie. Jakby w trakcie pracy reżyser zobojętniała na bohaterów. Czasem najzdolniejsi mają słabszy dzień. Fantasmagoryczna akcja "Zbombardowanych" dzieje się chyba w pięciogwiazdkowym hotelu w stolicy kraju rozwijającego się, może przodującego państwa trzeciego Świata. W Glasgow albo w Nairobi. Umierający na raka, pijany dziennikarz desperat terroryzuje młodą dziewczynę, którą kiedyś kochał. Póty grozi jej bronią, uprawia z nią seks analny, poi szampanem, póki do hotelu nie wpadnie półnagi islamski bojówkarz z kałasznikowem. Wtedy role kata i ofiary zostaną odwrócone. Scenograf Katarzyna Borkowska ustawiła na scenie labirynty czerwonych, obitych skajem foteli, doniczkowe palmy, powiesiła żaluzje na wyimaginowanych oknach. Aktorzy zamiast w hotelowym pokoju grają w poczekalni, palarni hotelowej lub ekskluzywnym hol