Aktor drugiego planu. Pod takim tytułem odbył się w Sopocie dwudniowy benefis Ryszarda Ronczewskiego. Jego akuszer, reżyser Henryk Rozen, chciał dać "mistrz", ale nowo narodzony jubilat był stanowczy: mistrzowie są tylko na pierwszym - argumentował - zostało "Aktor drugiego planu" - pisze Tadeusz Skutnik w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
A jednak, po obejrzeniu obu odsłon benefisu, po przypomnieniu sobie, ile dobra i piękna dzięki Ronczewskiemu w ciągu tych jego sześćdziesięciu lat na scenie i ekranie przeżyliśmy - trzeba nam będzie być bardziej stanowczym niż Rozen: jednak mistrz! Wielki Mistrz. Można było się o tym przekonać i w Dworku Sierakowskich - na podstawie skromnej odsłony benefisu pod postacią monodramu "Biblioteka w Sanato", skoncentrowanej na jego autorstwie i aktorstwie, i na podstawie wielkiego widowiska multimedialnego z udziałem młodszych mistrzów - w teatrze Atelier. Jaki to był jubileusz? Oficjalnie stuknęło sześćdziesiąt lat, od kiedy pierwszy raz wszedł na scenę. Była to scena Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie i na nią to 30 X 1949 r. wkroczył Ronczewski jako partyzant, który musiał zginąć, albowiem był reprezentantem niesłusznej sprawy, a sztuka radziecka Eugeniusza Ryssa i Leonida Rachmanowa "Okno w lesie". Ale są i dalsze jubileusze. Otóż w cze