- Na scenie jest kosmos obrazów Beksińskiego i realność jego mieszkania. Ta ilość rzeczy, które on gromadził na kilku metrach, jest zaprzeczeniem przestrzeni i powietrza, które jest w jego malarstwie - mówi Jerzy Satanowski przed premierą swojej sztuki "Beksiński. Obraz bez tytułu" w Teatrze im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie.
Magdalena Mach: Dlaczego Beksiński? Jerzy Satanowski: - To pomysł dyrektora Teatru im. W. Siemaszkowej, Jana Nowary. Wiedział, że interesuję się malarstwem i jestem kolekcjonerem sztuki, dlatego kiedy został dyrektorem teatru na "terenie Beksińskiego", uznał że warto zrobić o nim spektakl. Zadzwonił do mnie rok temu, a ja przystałem na jego propozycję z ochotą. Dopiero kiedy zacząłem pracę, zrozumiałem, że zrobienie przedstawienia o malarstwie Beksińskiego w teatrze, jest niesłychanie trudne. Zacząłem od eksperymentu: do poszczególnych obrazów Beksińskiego znani tekściarze napisali po jednym utworze, ale okazało się, że to się razem nie łączy, że bardzo silna jest aliterackość obrazów, którą zresztą programowo manifestował. Jego obrazy są w gruncie rzeczy abstrakcyjne, choć większość uważa, że to typowy surrealizm. Z tego pomysłu trzeba było się więc wycofać. Jaki znalazł Pan klucz? - Próbuję zrobić teatralny esej o art