- Dawniej Polska żyła od plenum do plenum, dziś od wyborów do wyborów, więc może na zajmowanie się kulturą nie ma czasu - mówi reżyser Kazimierz Kutz w rozmowie z Przemysławem Szubartowiczem z Przeglądu.
Lubi pan wspomnienia? - Owszem, zwłaszcza że wyobraziłem sobie swoją starość jako gawędziarstwo. - Można się bardzo różnie starzeć... - Do starości trzeba się szykować tak jak do dorosłości. Chodzi o to, że życie nie powinno być nudne, a starość - jak się rozejrzeć - na ogół jest nudą. Ludzie są tak wychowani, że przez całe życie tyrają, a jak przechodzą na emeryturę, to coś im się zmienia w psychice i tracą energię. Chciałem tego uniknąć, ponieważ uważam, że starość też może być ciekawa. - Tylko jak to zrobić? - Od 15 lat powinienem być na emeryturze, ale dotychczas nie jestem. Ciągle prowadzę aktywne życie, pracuję, piszę. Nie zamierzam tego zmieniać. Bardzo późno zostałem ojcem, ostatni syn ma 17 lat, jedna córka 20, a druga - 25. Mógłbym być ich dziadkiem. Ale mamy bardzo dobre, partnerskie stosunki. Syn chodzi do szkoły i zawsze rano pyta mnie rytualnie: "Ojciec, jak się czujesz?". A ja na to: "Chujowo". Więc on: "