"Łucja z Lammermooru" w reż. Michała Znanieckiego w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Piotr Beczała był największą sensacją premiery "Łucji z Lammermooru" Donizettiego w Teatrze Wielkim w Warszawie. Znakomity tenor, który najprędzej spośród Polaków mógłby zostać uznany za następcę nieodżałowanego Pavarottiego, wystąpił tylko jeden raz w trudnej, popisowej roli Edgara w pierwszym spektaklu. Już samo pojawienie się artysty na scenie wywołało oklaski, a po każdej arii publiczność urządzała mu zasłużoną owację. Trzeba przyznać, że także pozostali artyści i realizatorzy nie popsuli ogólnego wrażenia i mieliśmy po raz pierwszy od bardzo długiego czasu przedstawienie na najwyższym poziomie. Partnerująca Beczale w roli Łucji Joanna Woś pokazała klasę, a jej piana zapierały dech. Orkiestra pod batutą Amerykanina Willa Crutchfielda czujnie towarzyszyła solistom, w niczym im nie przeszkadzając. Bohaterem widowiska był też reżyser i autor scenografii Michał Znaniecki, którego piękne plastycznie wizje były w tym samym stopniu