"Szczęśliwe dni" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Jacek Kopciński w Teatrze.
Beckett, "Szczęśliwe dni", końcówka pierwszego aktu; Winnie robi "długą pauzę", po czym nagle stwierdza: "Dziwne uczucie: jakby ktoś na mnie patrzył". W jednej chwili każdy z nas czuje się przyłapany i zdemaskowany! Przecież to my patrzymy na Winnie, prawie od godziny wsłuchujemy się w jej głos i słowa, obserwujemy gesty, analizujemy mimikę. Wiadomo, że to tylko teatr, ale ona tam jest (ta kobieta), żywa i wystawiona na nasze spojrzenia! Winnie nas jednak nie dostrzega, patrzy ponad głowami widzów i jakby do wewnątrz. Przez chwilę przypomina ślepca, który tylko wyczuwa obecność patrzącego, za to świetnie rozpoznaje jego nastawienie, stosunek, wpływ. "Jakby czyjeś oko spoglądało na mnie i widziało mnie: najpierw wyraźnie, potem niewyraźnie, a potem w ogóle; i znowu niewyraźnie, i znowu wyraźnie, i tak w kółko, to jasno, to mgliście, to wcale". W tej zagadkowej kwestii Winnie odzywa się dawno już zapomniana wiara w bożą Opatrzność, czyli