W różnych epokach mojego życia pisując okresowe recenzje teatralne, doznawałem szczególnych uczuć ilekróć pod moje pióro dostawał się debiutant. Rozeznać się w nim, ocenić nieznane zjawisko, zapośredniczyć pomiędzy publicznością a nowym autorem, którego mowa najczęściej bywa obfita ale mało wyraźna - wydawało mi się zawsze zajęciem pasjonującym. Zwłaszcza, że wiązała się z tym pewna przyjemność czysto osobista, przyjemność stawiania kabały dotyczącej perspektywy nowego autora. Satysfakcja obliczania sobie dróg, po których autor pójdzie. Bywają one najdziwaczniejsze, najbardziej paradoksalne. Jak chociażby w wypadku Emila Zegadłow;cza, który po mglistych, symbolistycznych, otchłannych prymicjach scenicznych, po "Lampce Oliwnej" i po "Głazie granicznym", gdzie ledwo migotały elementy realniejsze, zamknął na koniec swą drogę dramaturgiczną i drogę życiową celnym, jasnym, silnym "Domkiem z kart". Najpierw miał
Tytuł oryginalny
Baśka Wiedrówna i inni
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowa Kultura nr 11