EN

24.05.2023, 10:44 Wersja do druku

Barwy orientu i smutny uśmiech miłości

„Kraina uśmiechu” Franza Lehára w reż. Wojciecha Adamczyka w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury w Warszawie. Pisze Anna Czajkowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Karpati & Zarewicz

Czy muzyczne dzieło z początków ubiegłego wieku, z okresu bujnie rozkwitającej belle epoque, wciąż może stanowić inspirację dla ludzi teatru i zaciekawić współczesnego widza? Niepowtarzalny urok i świeżość operetek wiedeńskich Franza Lehára, bez których trudno wyobrazić sobie muzyczne sceny austriackiej stolicy, wykorzystuje reżyser Wojciech Adamczyk, przygotowując w Mazowieckim Teatrze Muzycznym im. Jana Kiepury „Krainę uśmiechu”. Adamczyk wraz z pozostałymi twórcami próbuje przekonać publiczność, że społeczne problemy sprzed stu lat, ukazane w jednym z poważniejszych spektakli Franza Lehára (czyżby niespełnione ambicje kompozytora i wcześniejsza chęć poświęcenia się dramatowi muzycznemu?) są wciąż aktualne, a muzyka, wiadomo, ponadczasowa. Wraz z dyrygentem Rubenem Silvą i całym zespołem występujących artystów przybliża słuchającym świat opowiadanych historii minionej epoki, z odcieniem modnego wówczas chińskiego orientu. Spektakl, choć lekki i bez wątpienia rozrywkowy, bliski jest tematyce dialogu między różniącymi się od siebie kulturami, obecnego również dziś w teatralnej przestrzeni, a także dyskusjom o roli i zadaniach współczesnych kobiet. W ,,Krainie uśmiechu” odnajdziemy jeszcze inne, dziwnie bliskie elementy – aluzje polityczne do totalitarnej władzy w państwie chińskim, wykazujące podobieństwo do wszechobecności i powszechnej kontroli wszystkiego i wszystkich w… Rosji. Nie ma w tym nadmiaru czy przesady, ponieważ całe widowisko muzyczne okraszone zostało odrobiną figlarności, nawet psotą i śmiechem, z odcieniem należytej powagi.

Opowieść o hrabiance Elizie, która z wzajemnością zakochuje się w chińskim księciu Sou Czongu i nie waha się porzucić dla niego cudownego Wiednia, z jego kawiarenkami, zabytkami, parkiem Prater i diabelskim młynem, stanowi główny wątek trzyaktowego melodramatu bez happy endu. Podróż do Chin to dla uroczej, młodziutkiej, rozpieszczonej przez bogatego ojca dziewczyny spotkanie z inną estetyką i kulturą, odmiennym myśleniem i tradycjami. W obcym kraju okazuje się, że książę Sou Chong, chcąc pozostać dziedzicem cesarstwa, musi poślubić kolejne cztery dziewice i nie może poprzestać na jednej żonie (choć jest to wbrew woli obojga). Książę godzi się na to, by ratować zagrożone życie ukochanej. W tym czasie do Pekinu przybywa w przebraniu dawny wielbiciel i przyjaciel Lizy – Gustaw von Pottenstein, który chce pomóc jej w ucieczce. Sprzyja im Mi, zafascynowana kulturą Zachodu siostra Sou Czonga. Pomiędzy Guciem i Mi rodzi się gorące uczucie, ale sytuacja nie pozwoli im na spełnienie świeżej, dopiero kiełkującej miłości. Z kolei Sou Chong odkrywa plany ukochanej, jednak wbrew sercu, a w zgodzie z sumieniem pozwala odejść prawowitej małżonce i wrócić do Wiednia.

Według wielu krytyków „Kraina uśmiechu”, wystawiona po raz pierwszy w 1929 roku w Berlinie, jest szczytowym osiągnięciem węgierskiego kompozytora, uznanego twórcy operetki wiedeńskiej. Także libretto muzycznego dzieła to jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających historii miłosnych, ubarwiona nutką orientalnej kultury Chin. Poważne operetki Franza Lehara wydają się mieć sporo wspólnego z operą, nawet więcej niż tradycyjnymi komediami muzycznymi  (czyżby niespełnione ambicje kompozytora i chęć poświęcenia się dramatowi muzycznemu?). Wieść niesie, że Lehár sporą wagę przywiązywał do dokładnej analizy psychologicznej postaci scenicznych, czasem rezygnując z pełnych sztucznego patosu, stereotypowych bohaterów (choć nie zawsze). W „Krainie uśmiechu” zadbał o taką muzykę, która odda cały dramatyzm sytuacji, ale bez nadmiernego patosu, podkreślając atmosferę miłości oraz egzotykę, modną w wieloetnicznym Wiedniu początku XX wieku. Integracja ruchu scenicznego ze śpiewem i tańcem, rozbudowana instrumentacja, łączenie różnych stylów muzycznych to jego niekwestionowane osiągnięcia, które dziś również trafiają w gust słuchaczy (podobnie jak dawniej). Franz Lehár zrezygnował tu z obowiązującego od zawsze w operetce szczęśliwego zakończenia, często aż nadto przesłodzonego i nierealnego. Ponadto wykorzystał libretto, które odzwierciedla zmieniające się podejście ówczesnego społeczeństwa do rygorystycznych podziałów wynikających z płci, podkreślając wręcz erotyczne wyzwolenie kobiety. Warto przypomnieć, że popularna „Kraina uśmiechu” doczekała się kilku ekranizacji, w tym z Janem Kiepurą i Martą Eggerth (był to ostatni film nakręcony przez wielkiego polskiego tenora, patrona Mazowieckiego Teatru Muzycznego).

fot. Karpati & Zarewicz

Śpiew jest jedną z mocniejszych stron spektaklu w reżyserii Adamczyka. Nic dziwnego, skoro mowa o operetce. Ale są też kreacje wyłącznie aktorskie, w dodatku świetnie skrojone. Sławomir Grzymkowski w roli Czonga radzi sobie znakomicie, a jego sceniczne, teatralne doświadczenie pozwala mu z naturalnością i swobodą kreślić sylwetkę realnego bohatera. I to go wyróżnia, pozwala gładko wejść w świat „wyśpiewanych ról”. Pozostali odtwórcy budują swoje postacie barwą głosu, wokalnymi popisami nasyconymi ciepłem i lekkością. Moimi zdecydowanymi faworytami są tu Kamila Goik jako Mi i Michał Janicki jako Gucio. Kamila Goik, absolwentka Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, prezentuje znakomitą technikę, wdzięk i czar. Sopranistka cały czas trzyma się przyjętej konwencji, a mimo to oddaje złożoność postaci, która odnajduje również swe odbicie we frazowaniu lirycznym i aktorskim zacięciu. Jej Mi ma w sobie sporo radości życia z zaraźliwą energią. Niuanse i moc głosu Kamili Goik oraz modulowanie barw z cieplejszymi odcieniami budzą wyobraźnię słuchających (pięknie wykonany duet  z Gustawem „Moja miłość, twoja miłość”). Partnerujący jej Michał Janicki, z charyzmą i odcieniem humoru, bawi nas swą rolą. Młody śpiewak, obdarzony głębokim barytonem – mocnym, ekspresywnym, dramatycznym, umiejętnie podkreśla zarówno zrozumienie warstwy muzycznej dzieła, jak i charakter postaci. Dzięki doskonałej formie wokalnej jego głos brzmi lekko, jasno, momentami żartobliwie. Natalia Rubiś w partii hrabianki Lizy to kontrolowany wdzięk i elegancka prostota. Sopranistka wykorzystuje swe głosowe możliwości, by podkreślać wykwintność i czystość każdej nuty, a to z kolei pozwala widzom nacieszyć się temperamentem bohaterki i wzruszyć jej miłością oraz odwagą (piękny duet z Księciem: „Kto dał nam klucze do miłości bram”). Sławomir Naborczyk jako Książę Su-Czong bardzo dobrze radzi sobie z tak egzotyczną rolą. Młody tenor o intrygującej barwie głosu jest równie precyzyjny jak jego partnerka i wyczulony na wszelkie drobne szczegóły niełatwej roli. Utrzymuje charakterystyczną stanowczość oraz równą siłę głosu przez cały czas trwania spektaklu (piękne wykonanie arii „Twoim jest serce me”, „Uśmiech na ustach na dobre i złe”). Drugoplanowe role dopełniają obrazu dramatycznej całości, wnosząc sporo kolorytu i dynamiki do historii tragicznych kochanków i są godne nie mniejszej uwagi. Witold Wieliński (Eunuch) sugestywnie, z odcieniem humoru bawi nas swą grą. Podobnie jak Marek Lewandowski – Hrabia Lichtenfels. Oczywiście nie byłoby „Krainy uśmiechu” w Mazowieckim Teatrze, gdyby nie dyrygent Ruben Silva i prowadzona jego pewną ręką orkiestra. To on nadał odpowiednie tempo i zachował porywający rytm oryginału. Piękne efekty kolorystyczne i harmoniczne orkiestry służą akcji i nastrojowi, a widoczna, uważna współpraca dyrygenta z wszystkimi solistami ułatwia im wydobywanie dźwięku w trudnych partiach wokalnych. Rzecz jasna trochę można je jeszcze poprawić, udoskonalić dykcję, wygładzić solowe popisy i ufam, że kolejne spektakle będą coraz lepsze.

Wysmakowana, różnorodna scenografia autorstwa Zuzanny Grzegorowskiej, wykorzystująca archiwalne zdjęcia Wiednia i możliwości multimediów oraz podkreślające charakter postaci kostiumy (rodem z niezapomnianej belle epoque, a potem bajecznie kolorowe, błyszczące barwami orientu), za które odpowiada Marii Balcerek, stanowią przyjemne dopełnienie całości.

Aksamitne głosy artystów Mazowieckiego Teatru Muzycznego im. Jana Kiepury i udane wykonanie szlagierów z operetki, tętniącej życiem i pasją nadaną jej przez kompozytora i reżysera, z pięknymi, dopracowanymi w szczegółach kostiumami i dekoracjami, nadal mają szansę bawić i to w dobrym stylu.

Tytuł oryginalny

Barwy orientu i smutny uśmiech miłości

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Anna Czajkowska

Data publikacji oryginału:

23.05.2023