Przez dziesięć nocy teren starej poznańskie gazowni błyszczał i migotał światłem, rozbrzmiewał szumem i gwarem. Rozbierane fragmenty zabudowań otrzymały dziwny makijaż w głębi zamontowano świecącą z otworów dekorację imitującą odlegle, wielkomiejskie wieżowce. Tak właśnie wygląda plan, na którym ekipa Ośrodka Poznańskiego Telewizji Polskiej realizowała telewizyjno-filmową wersję baletu "Cudowny mandaryn" do muzyki Beli Bartoka, w choreografii i reżyserii Conrada Drzewieckiego oraz scenografii Wojciecha Kwapiszewskiego. Był już to trzeci film telewizyjny Polskiego Teatru Tańca - Baletu Poznańskiego realizowany przez ośrodek poznański (po "Przypowieści sarmackiej" i "Pawanie na śmierć Infantki"). Podobnie jak poprzednio reżyserię telewizyjną wiódł Andrzej Strzelecki.
Warto podkreślić, że "Cudowny mandaryn" jest jednym z najciekawszych układów choreograficznych Conrada Drzewieckiego. Stworzył on rzecz zupełnie nową; odmienną od pierwotnego scenariusza historię mówiącą o konflikcie miłości i śmierci, czystości uczuć i brudów życia. W wersji tej balet prezentowany był - nieodmiennie z sukcesem - w kilkunastu krajach. Prawdziwym zaskoczeniem był on w ojczyźnie kompozytora, dla publiczności przywykłej wszak do zupełnie innego obrazu scenicznego. W każdym razie i w Budapeszcie recenzje były entuzjastyczne. Na miejsce realizacji wybrano tak nietypowe miejsce, ponieważ akcja rozgrywa się w slumsach i śmietniskach wielkiej metropolii, gdzie żyją "ludzkie odpadki". Zresztą gdyby nie "poślizg" w pracy ekip rozbiórkowych trzeba by było chyba budową sztuczne ruiny... Tak że właściwie największy kłopot sprawiała ostatecznie tylko kapryśna pogoda na przemian zimna i deszczowa, dotkliwie doświadczająca tancerki i tan